
Publikacje Okazjonalne
Czyli takie, które napisałem na konkurs zorganizowany przeze mnie.
"Opowiadanie o ludziach-niedźwiedziach zmierzających się z problematyką ozusowania i prowadzenia firmy podczas trzymiesięcznego snu zimowego" - pomysłodawca Hubert Miszczuk
Hucząc, do jamy wleciała sowa. Zostawiła na stole kopertę i przycupnęła obok. Rozejrzała się po grocie wykręcając szyję tak, jak tylko sowy umieją.
Huknęła jeszcze raz, głośniej, podkreślając wszystkim swoje przybycie.
– Już, cholera! – Krzyknął człowiek-niedźwiedź.
Sowa spojrzała na źródło hałasu. Huknęła znowu. Odwróciła głowę i odleciała.
– Za pokwitowaniem, cholera jego mać, to nigdy nic dobrego nie znaczy. – Mruczał pod nosem idąc w stronę koperty.
Wziął ją w swoje misiowate łapy zakończone wielkimi pazurami i nadzwyczaj zgrabnie rozciął kopertę.
– Nosz… cholera! – Krzyknął Hubert i kopnął szponiastą łapą taborecik.
– Co się stało, kochanie? – Krzyknęła Ada wyglądając zza ściany. Misiowa kobieta z zaciekawieniem poczłapała w stronę męża.
– Odmowa!
– Czy to znaczy, że mi nie odpowiesz?
– Nie, odmowa! Odmowa z ZUSu, rozumiesz to?
– Teraz rozumiem, ale jak to? Nadchodzi zima, wszystko kryje się pod śniegiem, wody zamarzają, pszczoły zasypiają, zaczynają grasować wilki! Nie mamy co jeść, idziemy spać, nie mamy żadnego przychodu! Z czego mamy zapłacić składkę na ubezpieczenie społeczne?
– Z czego? Co mnie pytasz? Jakbym miał z czego to bym nawet nie składał, tego…
– Kochanie! – Przerwała Ada.
– Tak?
– Nie przeklinaj! – Powiedziała rozkazującym tonem, po czym trochę ciszej dodała: – Nie przy dzieciach.
– Ale ja nie przekląłem… przekląłem? – Dopytał Hubert.
– Nie, ale zamierzałeś.
Zmrużył oczy, podniósł głowę i wbił wzrok w sufit, o ile można tak nazwać część jamy górze.
– Chyba masz rację. – Odrzekł patrząc na małżonkę, następnie z miną straceńca, zerknął na wiadomość. – Nie wiem co mam z tym zrobić.
Usiadł na taborecie, oparł się łokciem o stół i zakrył pysk łapą.
– Co ja mam teraz zrobić? Ten LiS nas wykończy. Nie dadzą nam spokoju, cholery jedne… że też ten karakan… a niech go. Ostatni raz głosuję na ptactwo.
– Kochanie. – Mówi Ada przytulając go od tyłu. – Na pewno wszystko będzie dobrze. Możesz się odwołać od decyzji, prawda?
– Odwołać? – Mruknął do samego siebie. – To była odmowa trzeciego odwołania…
– A może musisz do nich się wybrać osobiście? Wiesz jak wiele rzeczy umiesz załatwić na piękne oczy! – Czule szepnęła Ada.
– Niby co?
– Niby mnie.
Nienawidził kiedy miała rację, ale musiał przyznać, że tym razem jakoś to się układało w głowie.
– Ale jak mi odmówią to ich rozszarpię! – Krzyknął Hubert.
– Nie odmówią, zobaczysz.
***
– Panie Henryku, pański wniosek został odrzucony nie bez przyczyny. – Powiedział zając zza wielkich szkieł.
– Hubercie! – Poprawił człowiek-niedźwiedź.
– Proszę mi nie przerywać, panie Henryku. – Skarcił piskliwie urzędnik. – Jest pan w stanie to zrobić? Chcę panu pomóc, a pan nawet nie jest w stanie okazać rozmówcy szacunku.
Hubert zrobił wielkie oczy, to było jedyne co mu pozostało.
– Proszę kontynuować.
Cały czas miał w głowie słowa Ady powtarzającej, że nic nie wskóra złością, jedyne na co może liczyć to urok osobisty. Być grzeczny, spokojny i ułożony. Przecież reprezentuje ważną spółkę „Hubert Miś – życie leśne”.
– Nie ma powodu na to, żeby się denerwować. Zdecydowaliśmy się rozpatrzeć odmownie pana wniosek o odłożenie płatności na okres zimowy, ponieważ naszym zdaniem jest bezzasadny.
– Rozumiem. – Odpowiedział Hubert. Pazury ułożył na kolanach, przechylił dostojnie pyszczek, nastroszył uszy i patrzył zającowi głęboko w oczy.
Kiedy skończył potakiwać poczuł ból, najpierw w sercu, potem w nogach, gdzie automatycznie zacisnęły się łapy.
– A czy mogę zapytać… dlaczego ktoś… szanowni państwo rozpatrzyli mój wniosek jako bezzasadny? – Zapytał zostawiając w języku dziury od zaciśniętych z wściekłości kłów.
– To nie po naszej stronie stoi udowodnienie zasadności płatności składki ubezpieczenia społecznego, ponieważ opłata jest obowiązkowa.
– Nie mam przychodów! – Krzyknął rozpaczliwie.
– Ale miał pan, widzę tutaj dane finansowe spółki. Jest zachowana płynność finansowa, nie widzę powodów na to, aby odraczać, przekładać, lub co wykluczone, umarzać.
– Ale ja mam dwójkę dzieci…
W tym momencie zając zdjął swoje wielkie okulary i położył je delikatnie na stół. Spojrzał swoimi małymi oczkami prosto w te wielkie – niedźwiedzie, i powiedział:
– Ja mam szesnastkę dzieci, panie Haroldzie.
– Hubercie! – Poprawił.
– Panie Henryku, czy pan przyszedł chwalić się dziećmi? Czy tylko mi przerywać?
– Idzie zima, idziemy spać, nawet nie mam jak zapłacić fizycznie, nawet jeśli miałbym te pieniądze, to będę spał!
– Niech pan ustawi budzik.
– Wie pan przecież, że nie mogę.
– Albo ustawi cykliczny przelew, zapłaci wszystko z góry. Gdyby pan chciał, to by pan mógł, panie Haroldzie.
– Ale przecież jest ustawa…
– Panie Henryku, ustawa mówi o tym, że zgoda na odroczenie może być wydana tylko w przypadku ewidentnego braku możliwości spłaty składki.
– Ale jest zima!
– Proszę pana, czy wie pan co zające robią zimą?
Hubert, się zamyślił.
– E… nie.
– No właśnie. A kiedy pan sobie śpi, ja tu ciężko pracuję. Codziennie siódma-piętnasta, ja tu siedzę i czekam, żeby pomóc komuś jak pan.
– Ale…
– Nie ma, żadnego „ale”! Jeśli odpuścimy Panu, musielibyśmy odpuścić każdemu. Nie ma takiej opcji.
Hubert przytaknął.
Całkowicie zrezygnowany człowiek-niedźwiedź spojrzał na urzędnika-zająca i nie miał już nic do powiedzenia.
Pokazał kły…